|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sever
Duży Fan Bena
Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:59, 19 Gru 2010 Temat postu: Opowiadania |
|
|
Dobra. Na każdym forum jest jakaś pisarka. Raz-dwa przyznawać się, która to! xD Nie wierzę, że żadna nie stworzyła nic o Benie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Saoirse
Administrator
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 4644
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dublin/Malahide
|
Wysłany: Nie 14:30, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
hihiihi moje są na starym forum i na blogu xd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sever
Duży Fan Bena
Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:44, 19 Gru 2010 Temat postu: . |
|
|
No ale wypadałoby podzielić się opowiadaniami też tutaj, z nami, co? xD Bardzo jestem ciekawa.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sever dnia Nie 14:45, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Saoirse
Administrator
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 4644
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dublin/Malahide
|
Wysłany: Nie 16:11, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
omg xD pamiętacie nasze kultowe Piccolo?
Oto pierwszy tasiemiec jaki napisałam, wiele dziewczyn która występują w tym opowiadaniu już z nami nie pisze ale nic nie będę zmieniać, bo one były częścią tego forum w tamtym czasie
Opowieści z Narnii:Podróż szambem do krainy spełnionych marzeń
Spełniło się jedno z moich największych marzeń-po jutrze spotkam Ben'a Barnes'a ,no i dziewczyny z Ben Barnes Forum PL, bo one też tam będą. A jakże by inaczej... Na forum wielkie podniecenie, od paru dni nie było innego tematu jak tylko ten, że jedziemy na zjazd fanów Ben'a w Anglii. Aż dziw mnie bierze, że serwer nie padł od tych niekończących się dyskusji na tematy od tych najbardziej prozaicznych rzeczy, czyli: w co ja się ubiorę...? Brać melisę czy od razu łagodne środki psychotropowe na uspokojenie? Ja miałam z kolei miałam inny dylemat: jak wsiąść ten pierwszy raz do samolotu?
Całą, nieprzespaną zresztą noc, zastanawiałam się jak przeżyć ten pierwszy raz na matką ziemią, choć na dobrą sprawę musiałam sama przed sobą przyznać, że nie mam powodu by bać się samolotu. Raczej chodziło o moją reakcję na widok Ben'a. W duchu cała się trzęsłam na myśl o spotkaniu Ben'a... Nogi już miałam jak z galarety, a o zjedzeniu porannego posiłku przed odlotem nie było już absolutnie mowy, choć mama trzęsła się nade mną, że powinnam coś zjeść bo przede mną długa podróż. A jednak byłam twarda i niewzruszona jak kamień-nawet nie tknęłam mojej ulubionej jajecznicy z pomidorami. U dziewczyn wcale nie było lepiej. Jak się dowiedziałam rano (od 4 rano jakieś 50 sms'ów pełnych paniki) wszystkim się udzielał tzw. zespół napięcia przedbenowego. Nowe zjawisko chorobowe, dla nas jakże typowe. Taka Buba, ponoć najbardziej opanowana z nas wszystkich miała w nocy takie koszmary, że za nic nie chciała uwierzyć mamie, która zapewniała ją, że samolot jeszcze nie odleciał a ona sama naprawdę leci do Londynu, a nie jak jej się przyśniło- na Kamczatkę. O śnie nie było już mowy, więc Buba po raz milionowy zaczęła przepakowywać swoją torbę podróżną. Z koleji koleżanka Szalona w ogóle nie zamierzała spać tej nocy. Na forum, wieczór przed odlotem oświadczyła, że ma zamiar napisać dla Ben'a poemat. Moje pytanie, czy kiedykolwiek przedtem pisała coś takiego uznała najwyraźniej za niebyłe bo pozostało bez odpowiedzi, a ja nie naciskałam. Uznałam, że wzniecanie konfliktów w takiej chwili nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że nam wszystkim udzielały się emocje. A wiadomo, że jak kobieta zakochana, to zdolna jest do wszystkiego, a co tu powiedzieć o całej gromadzie kobiet? Wieczorem dostałam na prv wiadomość od Kinnes, która napisała, że jednak położy się spać-bo wyszła z tego samego założenia co ja -nie będziemy się pokazywać Ben' owi w podkrążonych oczach! Tak więc nervosol przed pójściem spać i pcialala. Tej nocy po raz pierwszy życiu przyśnił mi się Ben. Śniło mi się, że stałam na lotnisku Heathrow w króciutkiej różowej (?!)sukience, gdy nagle podszedł do mnie Ben w smokingu uderzająco podobnym do tego, który nosił Ken... Reszty na szczęście nie pamiętam. Gdy się obudziłam rano ze wstrętem wspomniałam najobrzydliwszą różową sukienkę jaką w życiu widziałam na oczy (i to zarówno jeśli chodzi o rzeczywistość, jak i o sen). Rano i mi udzieliła się psychoza, którą jakoś za wszelką cenę starałam się opanować zjadając ogromny słonecznik podstawiony przez mamę. Ponoć dłubanie słonecznika to dobre zajęcie dla nerwowych, a poza tym coś tam jednak zjadłam. Choć nie zgodziłam się z tym co mama mówiła rano o wymiotach na tle nerwowym: twierdziła, że po ziarenkach słonecznika raczej nie ma takiego prawdopodobieństwa. Ależ ona mnie nie zna... Z tych nerwów musiałam coś zrobić. Postanowiłam zacząć pisać testament- na wypadek jakby samolot runął w zimny Bałtyk lub morze Północne. Wiem, że to głupota ale moje ręce dostały takie świerzbu, że bezruch by mnie zabił i nici ze spotkania Bennia.
Gdy tylko o godzinie 7:30 wsiadłam do samochodu zadzwoniła do mnie Ania17. Pewnie chce żebym ją uspokoiła-jakbym ja była spokojna. Ale odebrałam, jak tego kultura osobista wymaga.
-Cześć słońce! Jak tam? Bielizna na zmianę spakowana?- zagajałam o byle jaki temat byle tylko nie poruszać tego tematu, który nam wszystkim ściskał jelita.
-Ooo NIE! Zapomniałam!- krzyknęła z nieopisaną paniką w głosie, a ja wyczułam, że pytanie o ekwipunek było błędem bo zniknęła mi z łącza i prawdopodobnie pobiegła sprawdzić czy ma tą bieliznę na zmianę. A mogłam zapytać o pogodę, psia mać...
Kiedy już wróciła, była wyraźnie zasapana.
-Mam... Sorry, ale musiałam sprawdzić. Co... u... Ciebie?- zapytała z trudem łapiąc słowa, a powietrze znikało równie szybko jak czas przed godziną 9.
-W porządku, pełen relaks... CHOLERA JASNA!!!- zawyłam jak kibice polskiej reprezentacji piłkarskiej podczas grupowego meczu z San Marino po stracie gola, któregoś tam z kolei.
-Co się stało?- zapytała Ania ze strachem.
-A nie nic... Zabiłam biedronkę.
-Pomódl się za nią, ja muszę kończyć, zadzwoniłam tylko żeby sprawdzić czy żyjesz-tak żyłam pomyślałam w duchu ale czy długo? Oż Ty głupia kobieto, nie myśl tak! Jak spadnie ten samolot, to przepłyniesz Bałtyk wpław. Dla Ben'a w końcu wszystko. Pożegnałyśmy się, a ja zaczęłam odpisywać na sms'y innym dziewczynom, a ich panika udzielała się i mi. Gdyby nie te sms'y byłabym spokojna i opanowana. Jakbym jechała na egzamin maturalny, a co!
W Warszawie powoli ludzie zaczęli wyczołgiwać się ze swoich nor, a samochodów na ulicach przybywało coraz więcej. Więc ja zaczęłam się modlić w duchu by się nie spóźnić. Gdybym się spóźniła, zastrzeliłabym się z szczotki od mopa, choćby to było fizycznie nie możliwe. Trzeba być kreatywnym! Różne myśli zaprzątały mi głowę, a najczęściej te najbardziej głupie bo na rozsądne nie miałam siły ani wystarczającego poziomu inteligencji. Podziwiałam więc zdewastowany przystanek autobusowy, awanturę dwóch menelów i straży miejskiej, sprzedawcę kiosku „Polomeks" zdejmującego kraty z okien budki. W samym centrum zauważyłam wystawę sklepu z damską bielizną i już miałam zatrzymywać kolegę bym mogła kupić niezwykle prowokującą koszulkę nocną: nie wypada jechać do Ben'a z pustymi rękami, a za prezent miałam robić ja... Hehehe żart! Takową kupię w Londynie...
Na lotnisko dotraliśmy wcześniej niż to planowaliśmy, a to dzięki załamaniu z pięciu przepisów ruchu drogowego. Kiedy zrobiłam Roger'owi na ten temat małą sugestię, on się nie wiedzieć czemu zdenerwował jak niegdyś przed ustawką z kibicami Jelonka Ciechocinek tuż przed meczem o awans do 10 ligi rezerw Polskiej Ligii Amatorskiego Scrable'a.
-Ty się kobieto wiarołomna zastanów: chcesz przelecieć Ben'a czy nie?...STÓJ! Miałem na myśli, czy chcesz do niego polecieć?- zapytał roztrzęsionym głosem targanym najróżniejszymi emocjami, a ja miałam przez to niejasne do końca wrażenie, że znowu eksperymentował z zielem Wujka Włodzimierza zakupionego podczas zawodów strażackich w gminie Lęborek, w której mieszkała jego konkubina Aldona Więciorek.
- Przepraszam... No przecież sam dobrze wiesz, że mam ochotę na jedno i drugie. Właściwie robię to drugie, żeby zrobić to pierwsze. Znasz mnie, trochę emocji, a mi zaczyna się w śródmózgowi ciśnienie podnosić. Nie panuję nad tym. A tak między nami mówiąc, bardzo lubię ostrą jazdę ulicami zatłoczonej Warszawy mając za sobą świeżo zakupiony z drugiej ręki polonez straży miejskiej. W tym się lubuję, to mnie kręci bejbe!- zaszczebiotałam jak skowronek, bo nie dość, że strach i stres już minęły, to mi zaczęło się robić wesoło i mokro pod pachami. Znowu ja durna nie posłuchałam koleżanki i zamiast Rexony kupiłam Nivea Duble Effect. Uwierzyłam, że jak kupię to drugie nie będę musiała się tak często golić. A kto wie? Może Ben nie lubi zarośniętych kobiet? No trudno, będzie się musiał zadowolić przepoconą... A FUJ!
Na lotnisku imienia Jurka Abstynenta było już całkiem sporo ludzi w najróżniejszych kolorach. Przez to musiałam pilnować Roger'a, żeby się na nich nie rzucił. Wszem i wobec głosił opinie, którą ponoć wygłosił jego alergolog, że jest uczulony na kolor czarny i żółty. „Budzi się we mnie dziki zwierz, gdy widzę zszarzałą biel albo Afroamerykanina, tak już mam"- wyznał na spotkaniu Klubu AA. Nie chciał się za nic przyznać, że jest po prostu rasistą, co jak się spojrzy na jego przynależność do bojówki skinheadów w gimnazjum, byłoby całkiem logiczne. Tak więc pilnowałam jego, a on pilnował mnie. Nawet do damskiej toalety chciał iść ze mną, ale zlitował się, kiedy poprosiłam, żeby kupił mi wegetariańskiego hot-dog'a. Tak ,tak... Wegetariańskiego hot-dog'a. Też w to nie wierzyłam, ale napis na budce nie mógł być tylko omamem.
W damskiej toalecie wypatrzyłam Anię z mamą. Wyściskałyśmy się serdecznie, zaczerwienione z emocji jak jasny gwint.
-Uszanowania dla Pani!- zapodałam do jej mamy, poczym zajęłyśmy się tysięcznym powtarzaniem planu operacji „Keine Krenzen- Jedziemy do Ben'a!". Nie mam pojęcia kto wymyślił tą nazwę, w każdym razie mnie na forum wtedy nie było, bo załatwiałam paszport.
Po załatwieniu spraw mniej ciekawych usiadłyśmy w poczekalni skrupulatnie odliczając godzinę i 16 minut do odlotu.
-Nie mogę w to uwierzyć, że jedziemy... Że go zobaczymy!- zaśpiewała Ania-Uszczypnąć Cię?
-Nie, nie... Dzięki ale jeszcze jedno szczypnięcie, a do Anglii będę lecieć na stojąco - odparłam, próbując zająć się czymś innym niż tylko myśleniem o Ben'ie. Biedaczysko musiał mieć już purpurowe uszy, piękne uszy.
W końcu poszłyśmy zdać bagaż i przystąpić do odprawy paszportowej. Roger żegnał mnie ze łzami w oczach, jakbym wsiadała na pokład Titanica, co wcale nie poprawiało mi nastroju przepełnionego zdenerwowaniem.
-Przestań się mazać idioto! Robisz mi tu przedstawienie jak Ich Troje na Eurowizji!- zaskrzeczałam nad tym biednym chłopcem, który zakrył swą twarz w białej chusteczce w czerwone serduszka i aniołki. Piękny kontrast z jego czarnym irokezem na głowie i glanami. Na tyle czarnej skurzanej kurtki miał wychaftowany przez babcię Jadwigę napis „Koniec jest blisko", co zwracało uwagę grupki zakonnic stojącej za nami. Jedna z nich zaczęła się żegnać, a jej koleżanka obok odmawiała różaniec uporczywie wpatrując się z Roger'a. Koniec tego cyrku- pomyślałam- Do zobaczenia Roger!
Otarł ostatnią łzę i pomachał mi zasmarkaną chusteczką, bardzo gustownie. Aż mi się coś przewróciło w żołądku. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Papapapapa! Tylko pamiętaj: nie od razu! Niech się chłopak trochę postara!- zapiszczał Roger na pożegnanie, po czym zniknęłam już z Anią w przejściu i tyle co go widziałam.
-O czym on mówił?- zapytała Ania, gdy usiadłyśmy na swoich miejscach.
-Bredzi... Wątpię, żeby kiedykolwiek powiedział coś inteligentnego- oświadczyłam z uśmiechem uwydatniającym świeżo wybielone zęby. Jak Europa, to Europa!
Ona zasnęła, a mi się zaczęło nudzić. Fantazję na temat porwania samolotu od razu wydały mi się jakoś w złym guście, więc wzięłam się za Cosmopolitan, który przyniosła stewardessa, bo, jak oświadczyła, zbrakło prasy popularno-naukowej. A ja przecież tylko poprosiłam o „Nowoczesną Panią Domu".
Na miejscu byłyśmy jakieś 3 godziny później i dopiero teraz zaczynało się benowe szaleństwo, bo już nie miałam siły na pozory. Trzęsłam się jak osika, jak mokre pranie na wietrze... Jeszcze parę kroków i zemdleję. A miałam być taka dzielna i opanowana. No nic z tego nie będzie.
Usiadłyśmy w poczekalni, czekając na resztę dziewczyn. Ania wyznała, że nie może uwierzyć, że jestem taka spokojna, że nic prócz nerwowo poruszającej się prawej nogi nic nie zdradza jaka burza emocji teraz mną targa...
-To tylko iluzja... Zobaczysz, jak tylko go zobaczę, rzucę się na niego. Nie będę miała ani krztyny litości!- powiedziałam przeglądając zdjęcia Ben'a na mojej mp4. Zagotowało się we mnie na widok fotki Ben'a czyściutkiej białej koszuli. Mniam!
Nagle ktoś mnie poderwał za rękę i podniósł z siedzenia, wyciągnął przed wyjście główne, aż znalazłam się przed dużym terenowym autem. Ania stała koło mnie, tak samo wystraszona jak ja. Koło nas stanął młody mężczyzna w dziwnie przystrzyżonych brązowych włosach. Już miałam krzyczeć, że zboczeniec ale on mnie uprzedził zakrywając mi usta ręką. Powoli zabrał się do składania wyjaśnień.
-Sorry dziewczyny... Zmiana planu. Jedziecie ze mną- wyszeptał rozglądając się dookoła. Niech się streszcza- pomyślałam- bo zaraz obiję mu facjatę. Nie minęła sekunda jak koło nas zjawiła się reszta dziewczyn, były wyraźnie zaskoczone takim obrotem spraw. Czyżbym tylko ja była w bojowym nastroju? Ok, nie ma sprawy- mogę go pobić sama, tym większa przyjemność.
-Co się dzieje do jasnej ciasnej?!- zaczęłam krzyczeć i moje ręce znowu dostały świerzbu, a wzrok przeniósł się na jego gębę. Raczysz nam to wyjaśnić?- zapytałam.
-No właśnie! Co to ma znaczyć? -zapytała oburzona Mila, którą dopiero teraz zauważyłam- A tak w ogóle to cześć dziewczyny!
-Kim jesteś?- zapytałam po raz kolejny.
Nieznajomy rozejrzał się dookoła dwa razy po czym powiedział;
-Jack, brat Ben'a. A teraz dziewczyny, wsiadajcie do samochodu, szybko!
No dobra, skoro mój szwagier o coś mnie prosi nie mam powodu, by dalej robić problemu, tym bardziej, że lubię terenowe wozy. Wsiadłyśmy do auta, nadal nie wiele wiedząc o tym co się dzieje, ale pierwszy szok już minął.
-A czemu plan uległ zmianie? Mieliśmy się spotkać z Ben'em jutro po południu w hotelu z innymi fanami. Coś się stało Benjamin'owi?- zapytałam, bo tylko to w tej chwili było dla mnie i dla dziewczyn najważniejsze. Ze strachem wyczekiwałam odpowiedzi. Jack spojrzał na mnie przez ramię i miał dziwny wyraz twarzy. Czyżby się uśmiechał?
-Spokojnie, wszyscy, cali, zdrowi i trzeźwi. Po prostu uśpiliśmy agenta Ben'a i sami zaplanowaliśmy trochę bardziej kameralny zjazd. Organizujemy wypad do Narnii! Cieszycie się?- zapytał jakby mówił o wypadzie do McDonald'a. W jego oczach nie dostrzegłam ani rozszerzonych źrenic, ani oznak szaleństwa. Ale to co on mówił, za nic przecież nie mogło być prawdą. Jaka Narnia? Popatrzyłam na dziewczyny, a one na mnie. Też były zdezorientowane.
- Słuchaj, dobrze Ci radzę: zmień dilera! -krzyknęłam- Co Ty za bzdety wygadujesz? Jak niby mielibyśmy wszyscy znaleźć się w Narnii?
- To proste: przez szambo!- odpowiedział beztrosko.
Wybuchnęłam śmiechem i spojrzałam za okno. Jechaliśmy jakąś autostradą na południe. Powoli opuszczaliśmy przedmieścia i zaczynały się pola i wrzosowiska.
-Szambo?- zapytałam kompletnie zbita z tropu.
-Nieczynne, czyste... Spokojnie!
Nie wiem czy mnie to uspokoiło. Tyle się wydarzyło.. I to wszystko wydawało się takie absurdalne, a jednak jakoś nie czułam niepokoju. Jechaliśmy jakieś 3 godziny. Krajobraz wokół nas dziczał coraz bardziej.
W końcu zatrzymaliśmy się na głównym placu jakieś malutkiej mieściny Tinworrow. Zabraliśmy tylko niezbędne rzeczy i trochę jedzenia. Irethi chciała wziąć jpsa ale Jack rozsądnie stwierdził, żeby lepiej wzięła ciepły sweter bo jps w Narnii raczej się jej nie przyda, a ciepły sweter i owszem.
Szliśmy jakąś polną ścieżką, wpierw poprzez mały lasek, potem dalej przez pola. Jack pruł naprzód,a my za nim w kupce na tyle.
- Gdyby nie fakt, że jest bezczelny, to byłby całkiem milusi...- zaczęła Szalona.
Spojrzałam na nią rozbawiona,po czym założyłam na siebie drugi sweter, bo zrobiło się coraz zimniej.
-Ciekawe gdzie jest Ben...- zapytała Muffinka, oglądając się z niepokojem po nieznanej okolicy, po ciemnych krzakach i zaroślach jakie nas otaczały- Może wyjdzie się z nami przywitać?
-Pewnie siedzi w tym szambie- mruknęłam.
Dziewczyny spojrzały na mnie rozbawione moim wisielczym poczuciem humoru.
-Oj Saorise... Rozchmurz się! Będzie cudownie! - zawołały niemalże chórem. Ok- pomyślałam, mogę być beztroska jak tylko dowiem się jak czyste jest to szambo i czy jest tam Ben-to najważniejsze.
Kiedy już zaczęłam się zastanawiać ile jeszcze będziemy iść, zaczęło się przed nami wyłaniać jakieś małe gospodarstwo. Mały domek, obora... i szambo! Tak szczerze mówiąc nie wiedziałam, że to szambo ale stał tam Ben, najwyraźniej na nas czekając. Podeszłam bliżej z mocno bijącym sercem. Czułam jak biją serca innych dziewczyn.
A on... A on... A on wyglądał cudownie, jak ze snów albo jeszcze piękniej bo nigdy nie byłabym w stanie wyśnić takiego Ben'a. Miał na sobie ciemne jeans'y, czarną bluzę z kapturem, podkoszulek- chyba biały, sweter zawiązany w pasie i czarne addidasy. Gładki na twarzy jak sen, którym nigdy mnie nie obdarzył. Włosy powiewały mu na wietrze, a wszystko to razem wyglądało tak cudownie, że żaden sen, nawet szaleńca, nie mógłby wymyślić takiego widoku, który teraz stał przez naszymi oczami. Uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona w geście przywitania. Wyściskał nas wszystkie i podziękował swojemu bratu za sprowadzenie nas na miejsce całych i zdrowych.
- Jesteście gotowe?- zapytał Ben, przesuwając właz do szamba."Z Tobą jestem gotowa na wszystko"- pomyślałam od razu, jakby tak odpowiedź tylko czekała na odpowiednią chwilę by spłynąć mi na język.
-Jasne!- odpowiedziała za nas wszystkie Buba. Dziewczyny podeszły do wejścia, tylko ja nadal czekałam w miejscu. Ben podszedł do mnie i wziął mnie za rękę. Jakim cudem nie wyparowałam na z miejsca, kiedy mnie dotknął-nie mam pojęcia. Drżałam cała od stóp do głowy, a serce lada chwila miało rozsadzić mi klatkę piersiową.
-Boisz się?- zapytał.
-Nie... W żadnym wypadku. Ufam Ci bezwarunkowo- odpowiedziałam z uśmiechem.
Podeszliśmy do dziury w szambie, kiedy zwróciłam się do Ben'a.
-Tak z babskiej ciekawości... Czemu szambo? Wszystkie szafy zostały spalone a metro zamknięte?- zapytałam biorąc jego rekę, którą podał mi bym mogła swobodniej zejść na dół.
- Sam się nad tym zastanawiałem. Ale uznałem, że razem zapytamy o to Aslana- odpowiedział Ben i zaraz po mnie wszedł na dół.
Wewnątrz było ciemno i zimno. Nagle przyszedł mi do głowy dziwny pomysł: rzucić się w tych ciemnościach na Ben'a. Przecież, bądź co bądź, jest tu ciemno... A jakby co, to nie ja. Ale nie... Umówiłyśmy się z dziewczynami, że jeśli już dojdzie do rzucania się na Ben'a to zrobimy to razem. Nie będę mendą.
- Złapmy się za ręce- polecił Jack. Zrobiliśmy jak kazał i w chwilę później zakręciło mi się w głowie, natarła na mnie jakaś siła, poczułam, że unoszę się nad ziemią. Chciałam krzyknąć ale czyjaś silna męska dłoń ścisnęła mocno moją dłoń. Wrócił spokój, a pojawiła się ekscytacja przed nieznanym.
Może minęła minuta albo sto lat... Kiedy otworzyłam oczy byłam po środku brukowanego dziedzińca zamku, dokładanie takiego samego jak w „Księcia Kaspiana". Popatrzyłam po sobie i reszcie dziewczyn, na Jack'a i Ben'a w końcu. Wszyscy mieliśmy na sobie narnijskie stroje. A ja mniej trądziku i kilogramów tu i ówdzie. „Już mi się ta Narnia podoba!"- pomyślałam i poszłam za Ben'em i resztą w kierunku wejścia do zamku.
Weszliśmy do środka, gdzie było cudownie chłodno. Rozglądaliśmy się po surowych, acz przytulnych wnętrzach telamskiego zamku. Po lewej stronie, na ścianie wisiał plakat The Beatles-widać, że Ben już tu wcześniej był. Jeśli zaprosi nas do swojej komnaty, to pewnie będzie tam panino... Hmm niech mi zagra Mendelsona. A najlepiej jakby ktoś nam go zagrał. Noż kurde... Znowu wychodzi ze mną flądra. Ale taka jest naga prawda- z uczuciem nie wygrasz. A dziewczyny mi to wybaczą, bo dobrze wiem, że same by tak chciały. Ale Benni to poniekąd własność nasza wspólna-jak ślub to tylko zbiorowy. Już w sumie mogę zaklepywać sobie kolejkę pod jakąś afgańską ambasadą bo może tam dozwolone jest wielożeństwo.
Traach!!!! Rozległ się straszny łoskot... Po podłodze poleciały fragmenty czegoś metalowego. Po chwili skapnęłam się, że to zbroja runęła na podłogę. Zawadziła o nią mysz, która teraz z wdziękiem podbiega do nas kłaniając się w pas.
-Wybaczcie, Wasza Wysokości, Wielmożni Panowie i Wy nadobne Panienki!- powiedziała mysz.
-Witaj Ryczypisku! Jakże miło Cię widzieć!- powiedziałam uradowana. Rozejrzałam się wokoło bo teraz pojawiały się dookoła nas coraz to nowe postacie: karły, centaury, minotaury i moje ulubione fauny i dziki.
-Nam także niezmiernie miło szlachetna Pani!
Przed nami pojawił się Ben ze swoją służbą i żołnierzami.
-Teraz zapraszam Was do Waszych komnat-odpoczniecie tam, a potem, wieczorem zapraszam Was na wielką uczę z okazji Waszego przybycia! Będą też dietetyczne Cornflakesy jakby się któraś z Was szczególnie upierała przy diecie, która Wam kochane nie jest absolutnie nie potrzebna. Jesteście piękne takie jak tu stoicie! Niech mi tutaj na dłoni mamut wyrośnie jeśli kłamię!
Ten to potrafi zbajerować kobietę i prawić komplementy. Zrobiłyśmy się całe purpurowe na twarzach. Swoją drogą, kiedy on zdążył to wszystko zauważyć? Chyba nie wybadał naszych ciał podczas kilku chwil ciemności z szambie... A nawet jeśli: jemu akurat to wolno! Jeśli o mnie chodzi, to nawet pytać nie musi.
Weszłam do swojej komnaty, która dzieliłam z Szaloną. Ta uparła się by spać przy oknie. Ja nie upierałam się przy tym za nadto, bo bałam się przeciągów od okna, a poza tym ode mnie było bliżej do drzwi... Bliżej to Ben'a. Podczas kąpieli już planowałam nocne schadzki z Benem, mając nadzieje na love story jak z bajki. A ponieważ jesteśmy w bajce może to nie jest takie całkiem nie realne."Jak chcesz mieć odlot, próbuj różnych możliwości, kosztuj różnych smaków, a nóż się okaże, że znalazłaś prawdziwego iryska albo krówkę" jak to mawiał Roger, gdy po raz pierwszy przyszłam po niego pod ośrodek Monaru w Kudowinie Zapierdzie (woj. Nibylandrynka). Choć był z niego wariat, ćpun itd. miewał genialne myśli, to trzeba mu przyznać. Kiedyś napisał list do prezydenta miasta Krakowa z żądaniem usunięcia pomnika Mickiewicza i zamienienia go na pomnik z jego podobizną. Oczywiście go olano ale mi inicjatywa bardzo przypadła do gustu. Bądź co bądź, żyjemy w kraju, gdzie Mickiewicza czyta się tylko na ściaga.pl, a takiego Roger'a wprawdzie nie warto naśladować ale czasem wiele racji ma. Niech się czegoś to młode pokolenia nauczy o życiu! Roger mógłby wykładać na Sorbonie, gdyby nie fakt, że zamiast nauki angielskiego wolał sport, natury kontaktowej oczywiście. Bójki z miłośnikami Krakowiczka Germanus i Wiślaczki Warszawus należały do co tygodniowych rytuałów, a jak nie pojechał raz na takie jego spotkanie, to był chory. Płakał, nie jadł i nie spał przez tydzień. Zaś nauczycielce od historii podczas sprawdzianu z polskich bitew średniowiecznych oświadczył, że pisać o żadnych durnowatych Krzyżakach nie będzie bo to urąga jego godności i poczuciu sprawiedliwości. Dodał, że może jej napisać esej o genezie polskiego ruchu obrony stadionowej kultury sportowej, co wg niego miało wiele wspólnego z historią średniowiecza, bo tak samo jak wtedy tak we współczesności używano kijów, maczug, siekier i różnej maści toporków. No tyle, że oczywiście dziś technika poszła na przód i wojenny ekwipunek poszerzył się o gaz pierzowy, broń palną i paralizatory. Ale idea walki o ład i porządek nadal jest taka sama.
Służba rozpaliła ogień w naszym kominku i zrobiło się rozkosznie ciepło, a ten mięciutki dywan delikatnie muskał nasze stopy, wiatr delikatne powiewał od strony okna, a mi zaczęło już burczeć brzuchu-poranny słonecznik to jednak za mało. W ten nagle do naszego pokoju wpadła reszta dziewczyn.
Dea usiadła na moim łóżku, zdejmując sweter-najwyraźniej było jej gorąco.
-Tu jest cudownie, prawda? Nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę: my-sam na sam z Ben'em... Czy nam wszystkim się to śni czy to jednak rzeczywistość?- zapytała.
-Chyba to jednak prawda -powiedziałam- Nie wiem jak Wy ale ja nigdy nie miałam takich snów. A Ben to mi się jeszcze nigdy nie śnił. No może dziś rano ale to była taka paranoja, że szkoda gadać- ucięłam temat bo najwyraźniej dziewczyny już chciały tego słuchać, a ja nie miałam zamiaru wspominać o tej absurdalnej różowej sukience. Wtedy to sypialni wpadł Ben:
-A tu jesteście kochane! Szukałem Was! I jak, podoba się tu Wam?
-Jasne, tu jest przepięknie. Jeszcze piękniej niż w filmie!- odpowiedziała Mila- Co teraz robimy?
-Teraz udamy się na kolację, zjemy, potańczymy! Będzie cudownie!- powiedział Ben zacierając ręce z radości. Był taki rozpromieniony jak dostał Oscara. No ale to akurat przed nim-żadna z nas w to nie wątpi, że kiedyś dostąpi tego zaszczytu.
Udaliśmy się za nim do wielkiej sali balowej, udekorowanej specjalnie na tą okazję. Lampiony zawieszone były na ogromnych łukach pod wysoko osadzonym sufitem. Ich kolorowe światło dawało cudowna poświatę, w której Ben wyglądał jak anioł. W powietrzu unosiły się maleńkie świetliki, a minotaury grały na harfach. Jedzenie było przepyszne, nektary nie mniej słodkie od uśmiechu Ben'a. A ten poprosił każda nas do tańca... Ja poprosiłam o tango. A co sobie będę żałować?! Taka okazja już się pewnie nigdy nie zdarzy, a ja jego ramionach rozpływałam się jak triramisu w ustach. Nasze ruchy ciągnęły się w smutnym ale pociągającym rytmie tanga, czas zapomniał odmierzać kolejno mijające sekundy, minuty... A kiedy usiedliśmy z powrotem na miejscach czułam się tak, jakbym sobie trochę zapodała magicznego ziela kolegi Arnolda, przyjaciela Roger'a z piaskownicy. Przyznam się, że miałam ochotę tego spróbować ale Roger odciągnął mnie od Arnolda, robiąc mi karczemną awanturę tylko dlatego, że chciałam choć na chwilę przenieść się do innego wymiaru, oderwać się od ziemskich problemów, choć na moment zapomnieć jak się nazywam. A tu nic... Szara codzienność dnia powszedniego, tzn. poniedziałku czyli wg Roger'a -najlepszy dzień by zamieszać sobie w głowie. A ja tu miałam najlepszy odurzacz na świecie-mojego Ben'a. Jedno spojrzenie na niego ,a już byłam na takim odlocie jakiego polsko- amerykańskie F-16 w całej swej eksploatacji nie widziały. Tu muszę przyznać rację jednej z użytkowniczek serwisu zajmującego się nielegalnym hostingiem filmów, że Ben powinien chodzić z ostrzegawczą tabliczką na piersi: "Uwaga! Mega przystojny facet!". A tak chodzi taki bezkarnie po ulicach i czaruje niewinnie kobiety, nie świadome, że właśnie wpadły o uszy w facecie co zaledwie zdążył się do nich uśmiechnąć. Don Juan de Marco to przy Ben'ie niewydarzona ofiara losu. Jaki tam z niego amant... Pełen kiczu i tyle, a taki Ben uwodzi naturalnością. Ja na kicz jestem uczulona jak na podręcznik od łaciny (mara nieczysta!).
Tymczasem Ben zabawiał nas dowcipami i opowieściami z planu „Opowieści z Narnii: Książę Kaspian". Jak zaczął opowiadać o tym jak wepchnął William'a do wykopanego na potrzeby filmu dołu, nie mogłyśmy się powstrzymać i śmiałyśmy się jak opętane, aż dostałam skurczu jelit!
Kiedy przyszła pora deseru myślałam, że się poddam... Ile w końcu można żreć? Ale Ben zaoferował, że sam mnie nakarmi. Wnet zrobiłam się wściekle głodna i bez problemu pochłonęłam naleśnika z polewą jagodową. A na koniec Ben wyszedł na środek sali i specjalnie dla nas zaśpiewał „A room with a view"... No po prostu nastąpiła taka euforia jak podczas jakiegoś arcyważnego meczu polskiej reprezentacji siatkarskiej mężczyzn, gdy padł ten najważniejszy, zwycięski punkt. Nie do opisanie było to uczucie, kiedy Ben zaczął to swoje „rrrrruuuummm". To chyba ziemia zatrzęsła się w postach albo bieguny Ziemi zamieniły się miejscami. Nie wiem... Coś magicznego działo się w powietrzu, coś przepełniało tą chwilę taki czarami, że czułyśmy się tak jakbyśmy świeciły jak te świetliki. A te motyli w żołądku chyba zaczęły tańczyć kankana albo jakiś inny fikuśny taniec, bo nie mogłam usiedzieć w miejscu. Szaleństwo tej pięknej sobotniej nocy zdawało się nie mieć końca. Świt nie śpieszył się z wznoszeniem słońca na nieboskłon, a gwiazdy czuły, że ich obecność jest nam wielką radością, więc zaświeciły jak neony na hipermarkecie. Tańczyliśmy przy najróżniejszych przebojach, a Irethi sprytnie wymyśliła, że przyniesie coś od nas. Tak więc narnijskie nuty przeplatały się z przebojami muzyki disco, pop i rockowych ballad. Cały parkiet się trząsł przy przeboju Modern Talking „You're my heart,you're my soul". A tak wszyscy mówią, że ta piosenka to szczyt kiczu i bezguścia, a jak dojdzie co do czego, to wszyscy znają tekst piosenki i nie dbają o konwenanse i tańczą w rytm jak opętani. A ja otwarcie przyznam, że lubię tą piosenkę. Niech mnie zamkną w Guantanamo, bylebym mogła słuchać takiej muzyki jaką kocham! Bo bez muzyki, jak bez Ben'a- nie idzie przeżyć w tym poronionym świecie. A i Ben'owi bardzo przypadła do gustu zapodana przez nas nuta i wraz z Ryczypiskiem tańczył zatracając się w tych skocznych nutach. Na sam koniec zapytałam się lojalnie dziewczyny czy nie pogniewają się jak poproszę Ben'a by zatańczył ze mną przy piosence „Need to be next to you" Sary Evans. Od czasu, gdy usłyszałam tą piosenkę jako podkład do filmu ze scenami z „Easy Virtue" tak mi się ona kojarzy z Ben'em jak „The Call" Reginy Spector.
Po imprezie, jedno podpierając drugie, odprowadzaliśmy się do swoich łóżek. Buba niby to niechcąco zawędrowała do sypialni Ben'a ale wszystkie dobrze wiedziałyśmy, że nie wypiła Piccolo na tyle dużo, by nie wiedzieć, gdzie jest jej łóżko. Nawet nie musiała mnie prosić, żeby ją odprowadzić do jej pokoju. Trzeba koleżance pomóc.
Ciężko było zasnąć po tych całych harcach na parkiecie i po tym całym obżarstwie. Wierciłam się w łóżku jakbym miała osiki albo coś bardziej niezidentyfikowanego. Szalona tez nie mogła spać tej nocy, gadałyśmy chyba do 4 o tym jaki to z Ben'a cudowny tancerz i szarmancki mężczyzna, aż w końcu zmordowane nadmiarem zdarzeń, wrażeń, jedzenia i picia zasnęłyśmy snem tak głębokim, że rano, a właściwie po południu dziewczyny wybudzały nas niemalże siłą. Jakie to szczęście, że się w porę wybudziłam, bo oto nade mną stała Dea z wiadrem wody, gotowa to na mnie wylać.
Podniosłam się z łóżka i oparłam na bezgłowiu łoża. Powoli budziłam się ze snu, którego już nie pamiętałam.
-Dziękuję Ci kochanie, na Ciebie zawsze można liczyć- powiedziałam do życzliwej koleżanki, która dla hecy była gotowa wylać na mnie wiadro wody, całkiem letniej nawet, ale i tak wolę konwencjonalne pobudki, np. pocałunek Ben'a jak najbardziej byłby tu na miejscu.Za wiadro wody, ciepłej lub zimnej-serdecznie dziękuję, ale nie.
Przy śniadaniu Ben oświadczył, że tego dnia będzie nam pokazywał uroki Narnii. Lecz żeby do tego doszło, wpierw miała się odbyć przyśpieszona nauka jazdy konnej. A to że te konie gadały wcale nie ułatwiało sprawy, bo te ciągłe uwagi w stylu: "Nie kop mnie po bokach" albo „Nie ściskaj tak mocno tej uzdy" trochę wyprowadzały mnie z równowagi, a czegoś się przecież musiałam trzymać. Ben okazał się bardzo cierpliwym nauczycielem i czuwał, żeby nic nam się nie stało.
W końcu, kiedy jako tako opanowaliśmy wszystkie jazdę konną, wybraliśmy się na wycieczkę krajoznawczą po okolicy. Jack na swoim wierzchowcu wyglądał prawie tak samo imponująco jak Ben,a on robił za przewodnika podczas gdy Ben zabawiał nas rozmową.
- Jak Ci się pracowało przy „Księciu Kaspianie", Ben?- zapytała Muffinka.
-Hehehe no dziewczyny, muszę Wam powiedzieć, że to było coś czego nigdy przedtem nie doświadczyłem. To było spełnienie marzeń. Nie narzekam oczywiście na teatr ale chyba każdy aktor marzy o jakieś wielkiej szansie. A mi się właśnie taka przydarzyła. Z początku, rzecz jasna, byłem trochę tym wszystkim przerażony, wiecie taka duża produkcja, a ja w środku tego całego zamieszania. Ale z czasem przywykłem i wsiąkłem na dobre. Ludzie, którzy pracowali przy tym filmie byli przemili i bardzo mi pomagali. Pierwsze kroki z jazdą konną były trudne, zwłaszcza, że to było po kila godzin dziennie, kilka razy w tygodniu ale nawet to z czasem wspominam dobrze- powiedział Ben i jakby mu się łezka w prawym oczku pojawiła. Ot, jaki wrażliwy z niego mężczyzna!
- A potem to całe szaleństwo...- mruknęłam- związane z promocją filmu.
Ben uśmiechnął się. W jego minie widać było sentyment do tych chwil.
-Tak, to prawda. Ale to oczywiście część obowiązków jakie wynikają z obecności w takiej produkcji ale to tak naprawdę to sama przyjemność, pomijając wczesne wstawianie, nieprzespane noce, niekiedy męczące pytania dziennikarzy. Ale muszę Wam powiedzieć, że fani mi się udali, nie ma co!- odparł i posłał nam porozumiewawcze spojrzenie i boski uśmiech. O mały włos, a bym spadła przez to z konia. Ale on pewnie zdążyłby mnie złapać, mój ten Superman kochany!
Po jakieś godzinie dotarliśmy do uroczego zagajnika, usytuowanego wśród drzew, przy strumyku. Usiedliśmy kocach, a trawa, która porastała tą polanę była cudownie zielona. Było ciepło i wiał cudowny lekko chłodny wietrzyk. Zabraliśmy się do jedzenia i rozmów na najróżniejsze tematy. Jeden z mówiących jeleni zaczął opowiadać nam narnijskie opowieści z dawnych czasów. Uraczona tymi opowieściami nie mogłam wyobrazić sobie piękniejszego miejsca i lepszych okoliczności niż tych w jakich znaleźliśmy się dzięki nieznanym siłom rządzących tą magiczną krainą. Tu nawet trawa zdawała się śpiewać cichutko stare, zapomniane piosenki, a ptaki wtórowały tej symfonii dźwięków, barw, szumów i pomruków.
-Jak to się stało, że dowiedziałyście się o mnie?- zapytał Ben, leżąc błogo w trawie- Chyba dzięki Kaspianowi?
-Tak, jakże by inaczej, ale część z nas pamięta Cie jeszcze z „Gwiezdnego Pyłu"- odparła Black_Wolf, szukając w trawie czterolistnych kończynek.
-Ja też słyszałam o tym filmie, ale jakoś nie dotarłam do kina. Na szczęście, nadrobiłam już zaległości. Poza tym, bardzo lubię filmy fantazy, filmy przygodowe-dodałam.
Nie mam pojęcia, kiedy minął ten czas, który tam spędziliśmy. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Postanowiliśmy nie zwlekać i raz dwa z powrotem wsiedliśmy na konie by ruszyć w drogę powrotną do zamku. Jechaliśmy inna trasą niż przedtem, bo Ben'owi zależało byśmy zobaczymy piękny wodospad, który ponoć wyczarował setki lat temu sam Aslan. Na miejscu byliśmy pod wieczór, zjedliśmy kolację i każdy zażył orzeźwiającej kąpieli. Nawet pojawiła się w międzyczasie idea podglądania Ben'a pod prysznicem, ale szybko uznałyśmy, że to byłyby przesada-chłopak ma w końcu prawo do prywatności... My nie z tych oderwanych od rzeczywistości fanek. Jeszcze by się chłopak obraził, a tego byśmy przecież nie chciały.
Jako, że wieczorem było nadal pochmurnie, nasze plany ogniska na świeżym powietrzu legły w gruzach, więc musieliśmy znaleźć sobie inne zajęcie. Poszliśmy do biblioteki, która mieściła się w murach zamku. W dodatku była to bardzo imponująca biblioteka. Niezliczona ilość rzędów regałów i półek, gdy weszliśmy do środka. Mistyka tego miejsca przywodziła na myśl starożytne, tajemne biblioteki, nieodkryte pokłady starożytnej wiedzy skrywane przez oczami wścibskich gapiów i nieznających świętości złodziei. Jak zaczarowana stanęłam w drzwiach do tego niezwykłego miejsca jakbym bała się wejść dalej. Powietrze miało tu dziwny smak, jakiś taki... elektryczny- jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. W tym miejscu nawet najmniejsze ziarenko kurzu zdawało się być przesycone magią i tajemnicą, która tylko goni jej ludzie mogli poznać. Wszyscy z otwartymi ustami wykonywaliśmy kolejne kroki, ciągle trzymając uniesiono wysoko głowy.
Kiedy minął już pierwszy szok spowodowany znalezieniem się w miejscu, które zdawało się być świątynią jakiegoś bóstwa, gdzie każda książka była skarbnicą jakiejś pradawnej tajemnicy, rozsiedliśmy się wygodnie koło kominka. Każdy wziął dla siebie jakąś książkę, a Ben zabrał się do nauczania mnie gry w szachy. Choć zapierałam się rękami i nogami, on się uparł, twierdząc, że prędzej ożeni się z Anną Poppelwell niż mi to odpuści. Był tak uparty, że nie starczyłoby mi siły woli, by mu odmówić. Zresztą... Odmówić czegoś Ben' owi? Saorise, nie grzesz!
Tymczasem Buba zabrała się do nauki języka karłów. Nie miałam serca się śmiać, ale chwilami było to zdecydowanie silniejsze ode mnie. Tak, jestem wredna ale naprawdę nie umiałam z tym walczyć. Okazało się bowiem, że język karłów to raczej same mruki, warknięcia, chrząchnięcia i jeszcze inne najróżniejsze odgłosy zupełnie nie znane ludzkiemu gardłu. Ale Buba była dzielna- to trzeba było jej przyznać. Koniecznie chciała się nauczyć jak powiedzieć w języku karłów- „Kocham Cię, Ben!", jakby nie można było tego powiedzieć Ben' owi w jakimś bardziej bliższym naszej cywilizacji i bardziej romantycznym języku.
-Jutro wracamy do naszego świata - powiedział Jack, który ganiał Dea'ę między regałami, ale teraz akurat zrobił sobie przerwę bo się biedaczysko zasapał. Usiadł w fotelu obok kominka.
Spojrzałyśmy po sobie, wszyscy poczuliśmy w tej samej chwili żal, ale nagle przyszło zrozumienie, że wszystko ma swój czas. Zamiast płakać i żałować, że coś się kończy pragnęłyśmy do końca tak samo przeżyć dane nam te chwile z Ben'em. Nie warto psuć tych radosnych chwil niepotrzebnym żalem.
- A poza tym, zobaczymy się jeszcze. To nie jest ostatni raz. Nie znamy ani dnia, ani godziny, kiedy znowu zobaczymy się w tym świecie- powiedział Ben, uśmiechając się do nas.
- Dobrze to słyszeć- odparłam, odwzajemniając uśmiech tego jedynego, z którego ust spiłabym nawet truciznę.
Niedługo potem wybraliśmy się na spacer po zamku. Księżyc na niebie świecił jaśniej od słońca, gwiazdy odbijały swym blaskiem łzy w mych oczach, a światło niebieskiej zorzy tańczącej na nieboskłonie rzucało niebieską poświatę na twarz Ben'a. Kiedy weszliśmy do środka, okazało się, że Ben zorganizował na nas pożegnalne przyjęcie. Tańczyliśmy i śmialiśmy się do upadłego. Czas tego wieczoru zatrzymał się tylko dla nas.
Kiedy nazajutrz późnym popołudniem zebraliśmy się na dziedzińcu zamku, żadne z nas nie chciało płakać ale jednak tu i ówdzie z kącików oczu pociekły cieniutkie stróżki łez.
-Nie płaczcie dzieci- przemówi jak duch Aslan, który zjawił się między nami niczym duch. Tak przestraszył Anię, że tak nastąpiła mi na stopę (AUĆ!)- albowiem nie jest to ani ostatnia Wasza chwila w Narnii, ani Wasze ostatnie wspomnienie z chwil jakie razem spędzicie.
Zebrałam się wreszcie na odwagę by zagadać to pytanie, na które ani Ben ani ja nie znaliśmy odpowiedzi.
-Aslanie, czemu magicznym przejściem do Narnii było tym razem szambo?
-Ponieważ, moja droga, ludzie ze swej natury mają skłonność do ładowania się tam gdzie zdrowy rozsądek zabrania. Dlatego też wybrałem miejsce odludne i oczywiste- odparł.
-Szambo jest miejscem oczywistym?- zapytałam raz jeszcze.
-Ludzkie umysłu działają czasem bardzo dziwnie najmilsza- wyjaśnił kocur. A mnie znowu ogarnęła chęć przytulenia się do tego wielkiego kota albo zawołać „kici-kici" ale to chyba nie wypada, w końcu Aslan to nie jakiś kot podwórkowy, którego pasiemy Whiskasem i zagłaskujemy na śmierć.
Pożegnaliśmy się z Aslanem i resztą Narnijczyków i wraz z Ben'em opuściliśmy brukowany dziedziniec zamku. Wyszliśmy to królewskiego ogrodu pośrodku którego biała altanka opleciona różami. Weszliśmy do środka i tak jak uprzednio, złapaliśmy się za ręce. Znowu to samo co przedtem przeniosło nas do Narnii, teraz z powrotem przenosiło nas na lotnisko Heathrow. Nadeszła prawdziwa pora pożegnania. Choć jeszcze Ben stało przede mną już tęskniłam jak dziecko za św. Mikołajem, kiedy jeszcze w niego wierzy. Ten ból był tak nieznośny, że miałam ochotę tak po prostu uciec bez pożegnania byle tylko wyrzucić ten ból z mojego serca.
Ben wyściskał każdą z nas z osobna i życzył miłej podróży.
-Mam nadzieje, że już niedługo się zobaczymy. A tymczasem, życzę Wam miłego seansu, kiedy pójdziecie do kin na „Dorian'a Gray'a". Oby się Wam spodobał- powiedział Ben.
-Trzymajcie się dziewczyny!- dodał Jack, którego też wszystkie wyściskałyśmy. Może dlatego był taki czerwony na twarzy. Jak prosiaczek normalnie.
Ostatnie spojrzenia na Ben'a i Jack'a i ostatnie „Papapappa!!!". Kiedy przekroczyłyśmy próg drzwi nie było powrotu do tego co było, ale była za to masa wspomnień i niecierpliwość przed następnym razem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szalona46
Moderator
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 5889
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:17, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Yeah! Piccolo rządzi xDDD.
Jednym z naszych takich opowiadań (można już to nazwać operą mydlaną xd) są 'Opowieści z Barnii' znajdujące się w temacie Rozmowy przy Kawie .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Saoirse
Administrator
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 4644
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dublin/Malahide
|
Wysłany: Nie 16:20, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
hihi xd i nawet nie próbuj zrozumieć Sever o co tam chodzi bo nikt nie wie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szalona46
Moderator
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 5889
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:23, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Właaaśnie. Chociaż niektóre wątki są bardzo interesujące
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sever
Duży Fan Bena
Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:25, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Aż tak? Ale przecież jak nikt nie wie o co chodzi... xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szalona46
Moderator
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 5889
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:27, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Na początku było wiadomo, tylko potem jakoś tak wszystko zaczęło się szybko dziać. No i z ostatnich kilku stron postów nikt nie wie o co biega xd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sever
Duży Fan Bena
Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:32, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Ale kiedy najlepiej, jak nie wiadomo o co chodzi, bo każdy dośpiewuje sobie co mu się żywnie podoba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szalona46
Moderator
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 5889
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:32, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
No pewnie, że tak. Dlatego OzB są takie wyjątkowe
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sever
Duży Fan Bena
Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:34, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Koniecznie muszę przeczytać któregoś razu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Saoirse
Administrator
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 4644
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dublin/Malahide
|
Wysłany: Nie 16:41, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
powodzenia.... xd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BuBa
Moderator
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 1577
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań/Barnia!
|
Wysłany: Nie 16:51, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
hahahah ta podróż szambem nie no, muszę jeszcze raz to przeczytać! ^
-Ty się kobieto wiarołomna zastanów: chcesz przelecieć Ben'a czy nie?...STÓJ! Miałem na myśli, czy chcesz do niego polecieć?
czułam się jakbym znowu czytała to po raz pierwszy
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BuBa dnia Nie 17:32, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Shadow
Beno-Obsesja
Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 796
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tokio/Wolsztyn/Londyn xD
|
Wysłany: Nie 19:18, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Genialne
Jest coś jeszcze?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|